Buzludha trip
Buzludha, opuszczony monument komunizmu
Słowem wstępu, Buzludha, Buzłudża jest opuszczonym monumentem komunizmu w Bułgarii. W 1891 r. Dimityr Błagojew wraz z grupą bułgarskich socjalistów zorganizowali u podnóża Buzłudży tajne zebranie, na którym zapoczątkowali zorganizowany ruch socjalistyczny w Bułgarii. Zebranie to przeszło do historii pod nazwą kongres buzłudżański. W celu upamiętnienia tego wydarzenia na szczycie został wzniesiony monument, który wkrótce potem stał się symbolem socjalizmu w Bułgarii.
Na początku był plan
Kiedy zastanawiałem się, o czym napisać na blogu trip do Bułgarii szybko pojawił się na liście pomysłów. Przemawiało za tym kilka argumentów: mimo długiego czasu na przygotowanie wyjazdu wyszedł z tego całkiem niezły spontan, źle dobrane ramy czasowe i totalnie rozjechany plan z rzeczywistością, a przede wszystkim świetna zabawa i bardzo fajne wspomnienia.
Trip zrodził się z mojego pomysłu, żeby jechać na Buzludhe w Bułgarii. Monument komunizmu na szczycie góry. Z domu 1600 km. W obie strony 3200 km, 4 dni wolnego, do zrobienia. Zacząłem rozmawiać ze znajomymi, kto się zdecyduje na takie przedsięwzięcie. Mapa powstawała powoli. Porównując moje doświadczenie z tamtego i obecnego okresu co do szukania miejsc, przygotowania tripów myślę, że można by było jeszcze więcej wycisnąć z tego wyjazdu. Wyszukałem kasyno w Rumunii, dodane do mapy. Trasa dom, Buzludha, kasyno, dom, wyszła 4000 km, 40 godzin jazdy. Do tego inne miejsca, finalnie zrobiliśmy znacznie więcej kilometrów.
Urbexowy team
Na tego tripa zdecydowali się jechać, moja przyszła żona, Szydlak, Wilga, Przemo (wcześniej znany jako eksploracyjny.com) z Pauliną i Łukasz. Plan był taki, że bierzemy namioty, będziemy spać na dziko, gdzie nam będzie się podobać i będzie pięknie i sielankowo.
Ekipa w sumie w trakcie planów zmieniła się kilka razy. Tak samo zmienił się pomysł, skąd weźmiemy auto. Od początku mieliśmy wynająć busa, żeby wycieczka była jeszcze fajniejsza. Okazało się, że osoba, która miała busa, wysypała się z wyjazdu. Długi weekend w Polsce, wypożyczalnie świecą pustkami. Żonie udało się wynająć busa w okolicach Poznania. Miało to sporo sensu, bo Przemo zgarniał wszystkich po drodze. Jednocześnie trasa wydłużyła się do 5000 km. Przypominam, że dalej musieliśmy objechać to w ciągu długiego weekendu – 4 dni = 96h, trasę na minimum 60h. Wtedy nie dawało mi to do myślenia i dalej pozostawaliśmy w opcji beztroskiego zatrzymywania się na nocleg.
Pierwsze starcie z rzeczywistością
Nie spaliśmy gdzie nam się podobało. Spaliśmy normalnie jedną noc w hotelu po zrobieniu Buzluzdhy. Resztę jechaliśmy, z przerwami co 100 – 200km.
Już w trasie uświadomiliśmy sobie, że musimy jechać cały czas jeśli chcemy objechać tę trasę. Mięliśmy pięciu kierowców. Jakoś damy radę. I tak jechaliśmy i spaliśmy na zmianę w aucie. I ciągle jechaliśmy.
Niektórzy swoje starcie z rzeczywistością przeżyli gorzej. Rozbieżność rzeczywistości względem beztroskiego wyjazdu była ogromna. Brak minimum 8h snu w łóżku również nie był problemem dla praktycznie wszystkich podróżujących. Mimo tarć w ekipie finalnie udało się zrealizować ten szalony plan. Życie też zweryfikowało, że nie trzeba mieć wśród znajomych ludzi, którzy muszą spać minimum 8h. Mimo czasu, który upłynął, dalej mnie to bawi.
Drugie starcie z rzeczywistością. Pierwsza wizyta w Buzludhy
Jedziemy już praktycznie dobę, mamy ponad 2000 km, dojeżdżamy do głównego celu podróży, a tam chmury, cała Buzludha w chmurach. Nie wzięliśmy pod uwagę, że monument znajduje się na szczycie góry na wysokości 1441 m n.p.m. Śmiech, pusty śmiech. Wróciliśmy niżej, pojechaliśmy na kaplicę z czaszkami. Wróciliśmy na nasz główny urbexowy cel po południu. Trafiliśmy na świetną pogodę, mięliśmy ok 2h bez chmur.
Opuszczone kasyno
W drodze do opuszczonego kasyna zrobiliśmy kilka pomników sowieckich, cmentarzysko samolotów. Kasyno okazało się pilnowane, kilku ochroniarzu, patrole w środku.
Dziewczyny zaczęły rozmawiać z ochroną, rozmowa o głupotach, my z Polski, jeden z ochroniarzy był w Polsce. I jakoś poszło. Wpuścili nas na 30 min.
Mieliśmy w planach odwiedzić jeszcze opuszczoną synagogę, ale biegający po terenie pies skutecznie zniszczył to marzenie.
Powrót do domu
Wyjechaliśmy po południu z wybrzeża Rumunii, rano następnego dnia dopiero przekroczyliśmy granicę z Węgrami. Do domu dotarliśmy wieczorową porą. Reszta załogi ruszał dalej do Warszawy i Poznania.
Nie spaliśmy beztrosko nad jeziorem w namiotach, nie jedliśmy za dużo w lokalnych restauracjach, spędziliśmy w aucie ponad 60h, spaliśmy na siedzeniach, na podłodze w busie. Mimo wszystko ten wyjazd był świetną podróżą i przygodą.